Kategorie
Technorozważania

Hej, co u ciebie?

Felieton ukazał się w Polska The Times 7 sierpnia 2020 r.

Rozlega się w telefonie ding. To wiadomość od znajomego na Messengerze. Wrzuca fotkę z łowienia ryb i pyta co tam u mnie. Było dość późno, głowę miałem raczej w innych sprawach. Odpowiedziałem rano stwierdzeniem, że wszystko ok, stara bida. Przy obiedzie, przeglądając nowości w telefonie, przypomniałem sobie o owym koledze i o tym, że warto by zareagować na tę fotkę wartą Grand Press Photo.

 Wklikując się w konwersacje zobaczyłem jego kolejną wiadomość. Odnosił się do bieżącej sytuacji w kraju, a w taką dysputę trudno się nie wciągnąć. Poklikaliśmy trochę kwitując zwyczajowym „towinatuska” i rzuciłem jeszcze, że chyba nie brały jakoś specjalnie. Wieczorem kolega pyta mnie „które”, myśląc chyba o partiach i ich niecnych sprawkach. Byłem czymś zajęty, potem zapomniałem i gdzieś tak przed końcem pracy nazajutrz, przeglądając nowości w telefonie, przypomniałem sobie o konwersacji i odpowiadam, że te ryby i czy umówi się w piątek na spotkanie. Odpowiada, że jasne, nawet też o tym myślał, ale właśnie kupuje samochód i nie wie, czy da radę, no i ma dylemat co do modelu itp. Poklikaliśmy trochę o motoryzacji, ponarzekaliśmy na sprzedających kwitując zwyczajowym „alejanusz” a on stąd ni zowąd, co ja mam z tymi rybami, i że nie wie o co mi chodzi.

Listy dwudziestego pierwszego wieku. Czekasz na odpowiedź mniej więcej tyle, co i w wieku dwudziestym. A niby są instant. Gdyby to miało miejsce na prawdziwym papierze, to więcej zajmowałaby powierzchnia adresacji, daty i miejsca sporządzenia takiego listu niż sama treść, najczęściej jednozdaniowa i bardzo często w równoważniku zdania. Z odpowiedziami, które nie są wcale lepsze, czasem bez polskich znakow, zupełnie jakby byly pisane z laski. Szczęśliwie, że te treści można sobie szybko przewinąć i sprawdzić, o co to chodziło w tej konwersacji. O ile ktoś chce, bo znam takie osoby, którym nawet i tego nie chce się zrobić. Pytają po raz kolejny o sprawy, gdzie półtora ekranu temu była już na to odpowiedź. I to po raz kolejny nawet. Te konwersacje są też wielowątkowe i jest aż dziwne, że jesteśmy się w stanie w nich połapać, kiedy poszczególne opowieści nakładają się na siebie wielokrotnie, przeplatają niczym bukiet niespecjalnie pasujących do siebie kwiatów. Osobną kategorią konwersacyjnej ekwilibrystyki są rozmowy w grupie, gdzie i liczba wątków, i osoby ze spóźnionym zapłonem, odpowiadające na coś sprzed tygodnia nie są niczym zaskakującym. Gdyby to zainscenizować w jakimś teatrze sztuki współczesnej, to wyglądałoby to jak kompletny dom wariatów wygłaszających jakieś kwestie w sposób całkowicie nieskoordynowany, bez sensu i logiki. I bez jakiegokolwiek następstwa zdarzeń. Miało być szybciej, to jest. Miało być sprawniej, no może trochę. Miało być komunikatywnej, oj chyba nie jest. O ile łatwiej było kiedyś wziąć do ręki ten sam aparat, wcisnąć „memory find” i załatwić sprawę w pół minuty. A może, po prostu pisać nam się nie chce, na tych tyci klawiaturkach i robimy to od niechcenia?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *