Kategorie
Praca z biznesem

Naming* oprogramowania w firmie

[vc_row][vc_column][vc_column_text]Czyli o tym, że twój firmowy system informatyczny powinien mieć dobre imię.

Gruba Berta, Cienki Bolek, Dar Stalina czy Krakowski rondel. Jako istoty ludzkie mamy tendencję do nazywania rzeczy po imieniu – zdrobniale lub pieszczotliwie. Nazwanie przez warszawiaków stacji uzdatniania wody na Wiśle Grubą Kaśką niezwykle skróciło dystans do, bądź co bądź, niepasującej w krajobrazie rzeki narośli, uczłowieczyło i udobruchało jej istnienie. Ludzie noszą w sobie bardzo silną potrzebę identyfikacji, stąd od zarania mamy gospody pod Łabędziem, oberże pod Złotym Kłosem i zamki na Orlej Skale. Nazwy, nawet nie do końca jednoznaczne w znaczeniu, ułatwiają jasno identyfikować miejsce. Współczesny slang, dużo bardziej jednoznaczny i prosty, spauperyzował nazewnictwo i sprowadził je do przezwisk wynikających ze skojarzeń, jak np.
Wanna i Kwadraciak – jak nazwano dwa skrajnie różne w wyglądzie modele tramwajów Konstalu, albo Patelnia – która jest placem przed Metrem Centrum w Warszawie czy serowiec wrocławski, jako budynek uczelni. Tylko rynek jest jednoznaczny i jedyny w każdym mieście (chyba, że we Wrocławiu) i można w zasadzie każdemu zakomunikować „spotkajmy się na rynku”.

Skąd w człowieku taka potrzeba przezywania? Nazywania czasem wbrew oficjalnej nomenklaturze, czasem ze względu na cechy, które lepiej opisuje się w sposób potoczny? To silna potrzeba identyfikacji, dobrego, masowego oddania cech przedmiotu, miejsca. Nazw takich powstają setki, a ostają się te, które najlepiej wpadły w ucho, są najbardziej absurdalne lub po prostu fajnie kojarzą się przeciętnej większości. Czasem jest to potrzeba wytworzenia slangu grupy, aby ułatwić komunikację wewnętrzną i jednocześnie utrudnić zrozumienie przekazów innym, tym z zewnątrz.

W IT, zwłaszcza tym zza pancernych drzwi z kodem na końcu korytarza, gdzie leniwie szumią wiatraki serwerów, nazewnictwo jest dość proste i przewidywalne: każdy serwer ma imię zaczerpnięte najczęściej z układu planetarnego lub gwiezdnego. Ewentualnie, choć rzadko – serwery ochrzczone są nazwami z Gwiezdnych Wojen. Ale to tylko wtedy, gdy admin jest ekstrawertyczny i w ten sposób chce w środowisku pokazać swoją ekstrawagancję. Z IT mam tylko tyle wspólnego, że coś tu rozumiem, jednak miałem kiedyś nawet pomysł, aby serwery nazywać od imion gwiazd porno, ale idea upadła ze względu na dość niejednoznaczne kryteria rankingów gwiazd. (polecam zresztą świetne opracowania PornHub http://www.pornhub.com/insights/2014-year-in-review/). Natomiast w nazewnictwie systemów biznesowych, które stoją na tych serwerach, królują potwory i węże akronimów: Zintegrowany System Informacji Pracowniczej ZSIP, Międzydepartamentalny System Nadzoru Redukcji Słów w Komunikacji MSNRwK, System Wsparcia Kontroli Przepływów Fatalnie Wydanej Gotówki SWKPFWG,i tak dalej. Słowo System jest kluczem, królem, księciem udzielanym niezbędnym do podniesienia rangi rozwiązania informatycznego i oczywiście podniesienia rangi stojącego za nim managementu. Stworzony zazwyczaj przez Firmę ds. Tworzenia Systemów IT – FdTSIT PHU i zaakceptowany przez Wydział Kontroli Projektów przy Radzie Dyrektorów – WKPpRD. Każdy zdaje sobie przecież sprawę z tego, że system odgrywa zbyt wielką rolę, aby nazwa była nieadekwatna. Menadżer, który zdecydowałby się na nazwę potoczną być może posądzony byłby o brak powagi? Być może ludzie nie szanowaliby takiego systemu? Być może obstrukcja związana z jego używaniem byłaby większa Przypomina mi to trochę sytuację wyniesienia na wyższy poziom numeru alarmowego w sitkomie IT Crowd.

Firmy boją się potocznych nazw. To nie tylko moja obserwacja, ale statystyczny fakt. Boją się, że nie będzie wystarczająco mądrze. Wszyscy – od firmy, która pracuje nad systemami, przez zespół projektowy, aż po szefa. Każdy z nich buduję wagę projektu z wykorzystaniem słowa System wraz z jego przyległościami. I byłoby wszystko OK., gdyby te skomplikowane nazwy pozostawały na poziomie Excela i pozycji budżetowej, na użytek kilku osób lub grupy projektowej. Jednak sprawa zaczyna się komplikować, gdy Nazwa Długi Wąż wprowadzana jest do obiegu. Po krótkiej dyskusji, czy skrót ZSZPIT jest wygodny i oczywistej konkluzji, IT ustawia domenę na system.firma.com i Nazwa przechodzi do obiegu. Ale już skrócona jak widać do jednego, pojemnego i wszystko opisującego słówka System. Słówka klucz. Słówka wytrychu. Sprawa zaczyna się komplikować jeszcze bardziej, kiedy jest to już kolejny System w firmie. Pracownicy i management w komunikacji potocznej skracają Węża, pytają, czy znajdą to w Systemie, czy dane zostały wrzucone do Systemu, żeby z Systemu wyciągnąć raport. Mniej rozgarnięci ciągle proszą o reset dostępu do Systemu i tylko admini w swoich onirycznych snach śnią, że można było postawić domenę Księżniczka Leia, co jakoś ułatwiłoby komunikację i resetowanie haseł. I chłopaki mają sporo zdrowego przebłysku, jak to ludzie z IT, choć niewielką siłę przebicia, bo przecież taka nazwa byłaby niepoważna w naszej Ważny, Stonowana i Partnerzy Sp. Z o.o. Sp. K.

Jak przytoczyłem historycznie na wstępie, ludzie potrzebują nazw identyfikujących, takich, które jednoznacznie będą wskazywać na to, z czym mają do czynienia. Bo ludzie się tam spotykają, umawiają, ustalają. Tak jak spotykają się pod Rotundą, tak wrzucają dane w Anakondę. Jak jadą Ogórkiem, tak wypełniają timesheet w Bluenecie. Jak jedzą w Karaluchu, tak przeglądają dane w Szafranie. Obserwuję przypadek firmy IT, która postawiła (pardon, wdrożyła) już ok. 30 Systemów. Kiedy rozmawiają sami u siebie, nie do końca wiedzą, o który z Systemów i którego klienta chodzi. Obserwuję klientów, którzy już na wstępnym spotkaniu analitycznym męczą się wymową swojej nazwy. W Atteli zawsze na spotkaniach przed wywiadami analitycznymi przekonuję decydentów, że to nad czym pracujemy musi mieć potoczną nazwę i że to ułatwi i skróci komunikację, spowoduje, że będzie ona bardziej jednoznaczna. Przekonuję, że jest to też element istotnej komunikacji wewnętrznej. Raz usłyszałem od klienta pytanie: „To co? Mam robić marketing wewnętrzny? Po co mi to?”. Tak, to też jest marketing, a raczej branding wewnętrzny, elementów identyfikacji, odróżniania od innych firm, właśnie tego kodu grypserskiego budującego wspólnotę. Ten akurat klient jest niezwykle otwartym człowiekiem i niespodziewanie przysłał nam wyniki ankiety, jaką przeprowadził wśród pracowników. Wkręcił się nie tylko sam, ale jak rasowy menadżer pociągnął za sobą ludzi i zaangażował firmę w Proces Pozyskiwania Nazwy.

Nazwy systemów mogą być obojętne. Choć wydaje mi się, że im są śmieszniejsze, tym lepiej dla żywotności systemu i chęci jego używania – co jak wiemy czasem jest trudne przy wdrażaniu narzędzi informatycznych. Dobra rozczulająca nazwa sama w sobie wywołuje pozytywne uczucia w stosunku do systemu. W zależności od kultury panującej w firmie, czy też jej rodzaju, może to być coś absurdalnego, coś z języka potocznego lub po prostu przezwisko. Moim testem na nazwę jest włożenie jej w usta pracownika i w kontekst: „ciężko pracuje, bo pożarła go Anakonda”; „nie odbiera telefonu bo wypadł na Orbitę”; „dajcie mu spokój, bo przegląda Wiwę”, itd. Ciekawie zakończyły się ostatnio negocjacje w sprawie nazwy w jednej z firm, w której wdrażamy CRM. Moderując burzę mózgów, do mocno sfeminizowanego grona, powiedziałem, że może przemyślą coś z przypraw? Panie ostro się zapaliły, rzucały mniej lub bardziej ostrymi smakowitościami. Wszystkim podobała się kurkuma, jednak dywagacje jednoznacznie zakończyła szefowa, kwitując, że „trzeba wymyślić coś prostszego, bo potem faceci będą pytać jak to zwierzę wygląda…”

*Naming – http://pl.wikipedia.org/wiki/Naming[/vc_column_text][vc_column_text]

[interaction id=”5622950abece044e14597357″].

[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *