Kategorie
Technorozważania

Sztuczna inteligencja w edukacji

Felieton ukazał się w Polska The Times 6 marca 2020 r.

Każdy kojarzy tę parę i ich skrzekliwe, metaliczne głosy. R2D2 i C-3PO z Gwiezdnych Wojen, to chyba najbardziej znane inkarnacje robotów budowanych na nasze podobieństwo. No może mały R2D2 niekoniecznie na zewnętrzne, ale pod względem emocji czy złośliwości już tak. W filmie były to roboty do pomocy, obsługi i walki. A czy mogłyby one stanąć w szkole i zastąpić sorkę od gegry?

W tym tygodniu miałem przyjemność uczestniczyć na konferencji „edukacja przyszłości” w panelu o sztucznej inteligencji w edukacji. Organizatorzy pewnie sądzili, że jako technowariat będę tam stroną, która bezwzględnie i entuzjastycznie opowie nie tylko jak ale i kiedy zastąpimy nauczycieli sztuczną inteligencją. Ostatecznie nie dałem organizatorom jednak tej satysfakcji, nie poparłem bezwzględnie idei sztucznej inteligencji w tym zakresie i, podobnie zresztą jak pozostali współpaneliści, starałem się wskazać istotne zagrożenia i prawdziwe problemy, które taka inteligencja tylko pogłębi w polskiej edukacji.

Obecnie szkoła to jedno wielkie ZZZ – zakuć, zdać, zapomnieć. To dzieje się już na wszystkich jej poziomach, ponieważ szkołę opanowały testy. Całkiem niegłupi, obiektywny sposób porównywania wiedzy pomiędzy uczniami u nas wynaturzył się do pisania programów pod testy, uczenia pod teksty, korepetycji pod testy i kucia pod testy. Metoda uwypukliła patologię edukacji, oczywiście en masse, bo mamy mnóstwo wyjątków i sporo sukcesów. Owa patologia to bardzo słaba jakość nauczyciela, który po prostu idzie na łatwiznę. Nie chcę wchodzić w rozważania i polemiki, że gdyby miał większą pensję to byłoby tak czy owak, bo po pierwsze to nieprawda, a po drugie lenistwo, głupota, cwaniactwo jest niezależne od pieniędzy. Złe nawyki wypierają te dobre, tak samo jak zły pieniądz wypiera dobry. Jeśli bezkrytycznie wdrożymy sztuczną inteligencję, to tylko pogłębimy problemy.

Efekty systemu ZZZ nie tylko obserwuję, ale i stykam się z nim na co dzień. To są ludzie, z którymi pracuję, czy to w mojej firmie, czy u moich klientów. To są pokolenia ludzi, którzy nie potrafią współpracować z kolegami. To są ludzie, którzy nie potrafią przewidywać konsekwencji swojego postępowania, nawet popełniając kolejny raz ten sam błąd. Nie potrafią myśleć abstrakcyjnie, działają odtwórczo, mają problemy z samodzielnością. Oczywiście znów w masie i uśrednieniu. W edukację moich pracowników, czy też klientów wkładamy w firmie mnóstwo energii grając tu chyba nie do końca swoją rolę.

Sztuczna inteligencja, definiowana jako automatyzacja procesów, robotyzacja i uczenie maszynowe, mogłaby już dziś pisać np. programy nauczania. Zasilona w dane o trendach, wszelkie roczniki statystyczne itp. może przewidzieć jakie zawody będą potrzebne w najbliższej dekadzie. Śledząc postępy ucznia może określić jak go ukierunkować, czy powinien być analitykiem w dziedzinie X, czy Y, czy hydraulikiem o specjalizacji CO. Może wreszcie przewidywać ile miejsc w szkole przygotować od rocznika 2022, uwzględniając trendy migracyjne i nowo budowane osiedla. O przygotowaniu planu lekcji już nie wspominam, bo to są algorytmy pisane już przez nerdów z podstawówek.

I tu jest cała moja obawa. Obserwując schemat w jakim doprowadzono do szkolnictwa trzech Zet obawiam się, że pozostawienie edukacji algorytmom doprowadzi do sytuacji jeszcze bardziej patologicznej. Mamy taką narodową tendencję do podpierania się dziwnymi autorytetami, kiedy np. prawo jest ewidentnie złe lub głupie, mówimy „takie są procedury”. Nawet tłumacząc się z katastrof każdy w Polsce powie „no ale działałem według prawa, procedur”. Nikt nie widzi nieadekwatności swojego działania, ewidentnego bezsensu lub braku jakiegokolwiek zdrowego rozsądku. Jeśli damy teraz decydentom do ręki doskonały, obiektywny wobec danych i wielokrotnie przeliczony program nauczania napisany przez algorytm, to wielu z nich użyje go jako prawdy objawionej. Nie zastanowi się, czy ma on sens, czy jest adekwatny do sytuacji i czy nie tkwi w nim jakiś podstawowy błąd rzutujący na całość. Bezrefleksyjnie przekaże go do realizacji, a ponieważ planów nauczania będą setki, tysiące, bo przecież będą głęboko zindywidualizowane dla każdego ucznia, to kto się zajmie ich krytyczną oceną? I to jeszcze za takie małe pieniądze. „Co ja to będę ruszał, komputer powiedział, że tak będzie najlepiej. Ja tu procedury mam”. Bez nadzoru merytorycznego człowieka i przy wszystkich patologiach polskiej edukacji, i przy technologicznym imperatywie optymalizacji i maksymalizacji, programy staną się bardzo selektywne, ponad miarę ukierunkowane. Będą rozwijać tylko to, co najkorzystniejsze (efekt) w uczniu i pomijać to, co nieistotne (nieefektywne). Pogłębią ten sam błąd – przygotują specjalistów w wąskich dziedzinach, co powinno być zarezerwowane dla wybitnych jednostek i wyedukuje kolejne kaleki niepotrafiące się np. przekwalifikować. Zautomatyzujemy patologiczny system istniejący obecnie za sprawą algorytmów.

Jako techno-entuzjasta nie wierzę na ten moment w pełni sztuczną inteligencję w edukacji, ponieważ to człowiek, z doświadczeniem, wyczuciem, ma tak pokierować miksem wątków edukacyjnych aby były one pełne i oddawały ducha potrzeb, a nie ducha celów. Tego nie da się wyliczyć. To nie jest zapotrzebowanie na mleko w trzecim kwartale na Lubelszczyźnie, ale świadomie kreowana polityka – zupełnie zresztą jak wychowanie.

W panelu wszyscy wskazywaliśmy na role przewodnika w procesie nauczania. Mistrz jest i dalej będzie niezbędny, ponieważ nie możemy pozwolić sobie na dehumanizację. Wspierajmy się technologią, ale nie oddawajmy się jej w pełni. Nie uniezależniajmy od niej swojego losu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *