Felieton ukazał się w Polska The Times 17 lipca 2020 r.
Świat, czy raczej rzeczywistość składającą się z pustaków i cyfrowo zapisanej egzystencji, świetnie opisał Jacek Dukaj w „Perfekcyjnej Niedoskonałości”. W XXIX wieku ludzkość doskonale radził sobie już bez ciał, ze zwirtualizowanym umysłem, ze zdalnymi spotkaniami, przeżyciami i całą egzystencją. Organizatorzy spotkań z ogromną łatwością, zupełnie jak my dziś wybieramy tło w naszych videocallach, określają konwencję, w jakiej odbędzie się spotkanie, a zaproszeni goście muszą się do tego zastosować. Czasem są to bale w stylu Ludwika XIV, czasem narady w konwencji kawiarni wypełnionej dymem papierosowym lat siedemdziesiątych XX wieku, a czasem spotkania na poziomie elektronów. Baz zapachu, bez obrazu, bez pustaków, jak zwykł autor nazywać biologiczne, zbędne już ciało. Bardzo podobna wizja świata przyszłości zbudowana została w filmie „Surogaci” z roku 2009, choć tu ludzie istnieli jeszcze w swoich własnych ciałach i wirtualizowali jedynie spotkania. I tu i tam świat mógł być doskonały, rządził się jedynie prawami narzuconymi przez ogólnoprzyjęte, nieprzekraczalne normy, np. siły wirtualnego uderzenia, niemożności latania, nieprzenikalności ścian. Poza tym pełna wirtualizacja i idylla ze szczęśliwymi ludźmi, brakiem trosk doczesnych. Tak jakby, bo oczywiście w obu fabułach coś zawsze w człowieku pękało, albo pojawiał się ktoś, kto ten misternie zwirtualizowany porządek burzył.
Kiedy obserwuję nas, społeczeństwo w obecnej, w dalszym ciągu pandemicznej sytuacji, widzę jak sporo nadrobiliśmy z cyfrowej wiedzy, cyfrowego zachowania i cyfrowego zarządzania. Widzę, jak szybko przeszliśmy drogę, którą promuję w zasadzie od czasu rozpoczęcia mojej pracy zawodowej. Wydawać się może, że jeszcze chwila, jakiś impuls lub wynalazek biologiczny i obudzimy się w świecie w pełni zwirtualizowanym. Że za moment wielu ludzi będzie gotowych porzucić swoje pustaki na rzecz wieczności swojej świadomości na nośniku krzemowym lub jakimś innym, którego nie potrafię nawet nazwać. Kiedy czytam badania o satysfakcji z pracy zdalnej, to taka wizja wydawać może się prawdopodobna. Jednak wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że ta utopijna, wirtualna wizja jeszcze szybko się – nomen omen – nie zmaterializuje.
Od czasu kiedy nam pozwolono, większość z nas zwierała się jak pies z łańcucha. A to na spotkania towarzyskie i imprezy, które to w wizji „Surogatów” były przecież nawet wygodniejsze, bo bez przykrych porannych konsekwencji po dowolnych dawkach wrażeń. A to wyjazdy bliższe, np. do Pomiechówka, albo dalsze, np. do Czeskiego Raju, które przecież można by odbyć wirtualnie, z większą dokładnością, bez męczącej podróży zupełnie jak w „Perfekcyjnej Niedoskonałości”. Wreszcie prawdziwe spotkanie z klientem, za którym nie miałem nawet pojęcia, że mogę tak bardzo tęsknić.
Wizje pełnej wirtualizacji są pewnie realne i kiedyś będą wykonalne, ale człowiek jest istotą społeczną. Człowiek jest istotą, która odczuwa wszystkimi swoimi zmysłami. Wszystkie zabawki wirtualnej lub rozszerzonej rzeczywistości cały czas są dalekim substytutem tego, co nas otacza, co ma nieskończoną liczbę barw, rozdzielczość obrazu milard K. Ma też smak, zapach i dotyk. Pełnego doświadczenia nie zapewni nam kino 6D, bo dalej jesteśmy ludźmi. Chcemy doświadczać.