Kategorie
Technorozważania

Fobie, nerwice i obsesje

Felieton ukazał się w Polska The Times 24 kwietnia 2020 r.

Najgorzej, kiedy to pytanie padnie, na przykład w drodze do pracy „Wyłączyłaś żelazko?” Nikt nie ma takiej pamięci, takiej pewności, żeby odpowiedzieć stanowczo „oczywiście, jedźmy dalej”. Takie pytanie na sto procent w magiczny sposób czyści naszą pamięć, buduje niepewność i bardzo często jest przyczynkiem do szybkiego powrotu do domu, gdzie oczywiście zastajemy żelazko nie tylko odłączone od sieci, ale i schowane do szafy. Ale to jest drobnostka przy wszelkiej maści nerwicach natręctw.

Może sami macie takie przypadłości, a już na pewno znacie kilka takich osób ze swojego bezpośredniego otoczenia. Cudownie, kiedy takie osoby ze swojego natręctwa robią cały obrządek. Znam taką osobę. Posiada ona garaż wolnostojący. W garażu przetrzymuje swoje cacuszko, które po użyciu z żalem musi pozostawić samo sobie w zamkniętym, ciemnym i zimnym pomieszczeniu. Być może ten żal i współczucie dla przedmiotu uwielbienia powoduje, że z zaangażowaniem sprawdza kilkukrotnie wszystkie kłódki, skoble i szparki we wrotach garażu. To sprawdzanie, każdy kto choć raz w życiu miał przygodę z żelazkiem, jeszcze zrozumie, ale późniejsze rytuały mogę już przyprawić o zawrót głowy. Sekwencja sprawdzania skuteczności zamknięcia jest określona i kilkukrotna wraz z odpowiednim ułożeniem względem siebie kilku kłódek, jak i samego sprawdzającego. Po wyjściu za winkiel rzędu garaży należy się zatrzymać, odwrócić, wychylić głowę i wizualnie sprawdzić, czy na pewno drzwi zostały zamknięte i skoble oraz kłódki spoczywają w określonej konfiguracji. Czynność należy powtórzyć trzy razy. Jeśli jest ciemno, to cztery. Dla pewności. Do mieszkania należy iść określoną trasą, określoną stroną chodnika, oglądając się przed zakrętem. Na wszelki wypadek, bo może dymi albo żeby po prostu nie zapeszać. Czyż to nie jest urocze?

Im bardziej technologia panoszy się w naszych domach, na naszych rękach, w naszych kieszeniach tym ta urocza nerwica natręctw ma coraz mniej do gadania. Trochę „niestety”, bo to fajny temat do żartów, nawet z samego siebie albo wymówki przy spóźnieniu, a trochę „na szczęście”, bo rzeczywiści zapominalscy mogą wreszcie odetchnąć z ulgą zaglądając po prostu w smartfona, czy dane urządzenie w dalekim domu jest on, czy off. Ów miłośnik motoryzacji może monitorować wizyjnie swoje cacuszko, jak i ułożenie analogowych kłódek zwykłą kamerką za kilka stówek, nie wspominając już o temperaturze i wilgotności. Bojący się złoczyńców mogę nie tylko włączać zdalnie, podczas swojej nieobecności światła, ale wręcz zaprogramować cały świetlny spektakl symulujący ich obecność, który będzie uzależniony np. od godziny zachodu słońca. Oby tylko być w zasięgu Internetu.

Nie martwmy się, natręctwa nie znikną. One się przeistoczą. Bo mając dostęp do tych wszystkich statusów urządzeń, istnieje ogromna pokusa aby je sprawdzać albo konfigurować. A to jaką to drogą pojechał  dziś mój autonomiczny odkurzacz? A to czy już wyszczotkował dywanik, z jaką mocą i ile to było watów? Ciągle to robię.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *